W 2024 roku globalne wydatki na zbrojenia osiągnęły rekordową wysokość 2,718 biliona dolarów. $2.718.000.000,000. Czy czujecie się dzięki temu bezpieczniej?
Zbrojny keynesizm i jego upadek
Pozornie mogłoby się wydawać, że powinniśmy. Wszak lepiej uzbrojeni nie tylko możemy skuteczniej stawić opór potencjalnym najeźdźcom, ale dysponujemy większą siłą odstraszania napastników. Co więcej wyścig zbrojeń – jak tłumaczy się to na przykładzie Zimnej Wojny – to także korzystny dla wszystkich biznes, przekładający się na wzrost Produktów Krajowych Brutto, zwiększenie liczby miejsc pracy w przemyśle, a także postęp technologiczny i innowacje adaptowane następnie do celów cywilnych. Oczywiście, mieszkańcy Bloku Wschodniego mogliby zgłosić zastrzeżenia do tak zarysowanego keynesowskiego modelu, typowego dla państw zachodnich w okresie po II wojnie światowej. Na Wschodzie bowiem przeniesienie ciężaru na produkcję zbrojeniową powodowało wytracenie początkowego tempa rozwoju, osłabienie konsumpcji i narastające luki infrastrukturalne. Z kolei na Zachodzie, narzucony zwłaszcza przez Stany Zjednoczone system wymiany uzbrojenie za paliwo – doprowadził ostatecznie do demontażu systemu walutowego Bretton Woods, co z kolei stworzyło warunki do deregulacji rynków finansowych i znanego nam obecnie powszechnego systemu produkcji pieniądza z brudnego powietrza, co w połączeniu z procesami liberalizacji globalnej gospodarki, finansjalizacji sektora publicznego i zwiększającej się elastyczności rynku pracy ostatecznie zakończyło erę postkeynsowską, nie tylko likwidując złudzenie państwa dobrobytu, ale także pozbawiając skuteczności większość makroekonomicznych mechanizmów łagodzenia skutków kolejnych kryzysów.
Prawdą jest bowiem, że zbrojenia miewały swój udział w krótkotrwałych okresach względnej stabilizacji ekonomicznej, jednak ich długofalowe skutki konsekwentnie niwelowały i te przejściowe korzyści. Również i dziś, wbrew popularnym mitom, produkcja zbrojeniowa jest relatywnie niskoobsadowa, nie daje zatem efektu wzrostu zatrudnienia, sprowadza się natomiast do wyścigu technologicznego – i maksymalizacji zysków na operacjach finansowych. Mamy zatem do czynienia z wyścigiem zbrojeń nowej ery – choć zbroją się państwa zarabiają na tym nawet nie producenci broni, ale kierujący polityką państw ponadnarodowy, globalistyczny kapitał.
Święte prawo leasingu
No dobrze, powiedzieliby sceptycy, ale przecież broń to konkret, więc niezależnie nawet od tego kto na niej zarabia – przynajmniej dostajemy ją do ręki, a więc obiektywnie możemy się czuć bezpieczniej, prawda? Otóż okazuje się, że nieprawda, bowiem jednym z pozornych paradoksów obecnej fazy liberalnego kapitalizmu jest, że system ten, zbudowany wszak ideologicznie na apoteozie własności – dziś ma nowego bożka: użytkowanie. Skoro posiadanie samochodu czy mieszkania jest dziś preferowane zamiast prawa ich własności – to czemu inaczej miałoby być z czołgami, samolotami i innym sprzętem militarnym? Procesowi prywatyzacji wojen, znanemu dziś tak z Ukrainy, jak i z Afryki towarzyszy finansjalizacja konfliktów zbrojnych. Ciekawy tego przykład ujawnił niedawno szkocki autor, były dyplomata Craig Murray, który przeprowadził dziennikarskie śledztwo na temat wyposażenia sił RAF-u udzielających wsparcia IDF atakującym Strefę Gazy. Syjonistyczne lotnictwo dla usprawnienia bombardowania palestyńskich osiedli korzysta ze znajdujących się na wyposażeniu RAF Airbusów A330-200 MRTT Voyager, czyli potężnych latających stacji paliw dla samolotów. Znajdujących się na wyposażaniu, co nie znaczy, że należących do Królewskich Sił Powietrznych Zjednoczonego Królestwa. Zgodnie z umową między ministerstwem obrony UK, a firmą AirTanker Ltd zawartą jeszcze w 2008 r. – firma ta udostępnia w leasingu na 27 lat do 14 maszyn, z których 9 występuje w barwach RAF, natomiast 5 „może być udostępniane również innym państwom”. Czy dostrzegacie Państwo tę prawdziwie rewolucyjną zmianę w polityce uzbrojenia i prowadzenia konfliktów zbrojnych, w których uczestniczący żołnierze nie mają pełnej świadomości czy za chwilę nie będą musieli udostępnić swojego karabinu nacierającemu właśnie przeciwnikowi?
Puszka w puszce
Craig Murray przeprowadził również drobiazgową analizę struktury własnościowej odpowiedzialnej za leasingowanie samolotów i bez zdziwienia odkrył klasyczny układ szkatułkowy, w którym własność rozprasza się na kolejne coraz bardziej anonimowe fundusze inwestycyjne: Equitix Capital Eurobond 6 Ltd, Equitix Holdings Ltd, Pace Bidco Ltd, Pace Topco Ltd itd. dalej aż m.in. do funduszu hedgingowego Polygon Global Partners, związanego z Readem Griffithem, współudziałowcem Trump Entertainment Resort Inc. Słowem – puszka w puszce, przy czym w tym przypadku puszka Pandory okazuje się być również puszką amunicyjną. – Długie drzewo spółek zależnych służy nie tylko ukryciu właścicieli. Na każdym etapie stwarza okazję do unikania płacenia podatków i innych form korupcji, takich jak kontrakty konsultingowe czy stanowiska dyrektorskie dla wskazywanych pośredników między kapitałem a politykami i wysokimi rangą urzędnikami państwowych. Gdy zobaczymy firmę Pace Bidco Ltd udzielającą intratnych konsultacji synowi byłego ministra lub firmie zarejestrowanej pod jego adresem, dlaczego miałoby to wzbudzać niepokój lub wiązać się z RAF? – tłumaczy Craig zastrzegając, że nie opisuje konkretnych przypadków, tylko sam mechanizm.
Po co płacić tylko raz?
No i jeszcze drobiazg: same koszty. Jeden Voyager w 2008 r. kosztował ok. 40 milionów funtów. Roczny koszt leasingu jednego samolotu to 353 miliony funtów (469 milionów dolarów). Jak potwierdziło ministerstwo obrony od 2008 roku leasing 11 obecnie używanych maszyn kosztował brytyjskich podatników 6 miliardów funtów i tyle trafiło do kieszeni tajemniczych właścicieli AirTanker Ltd. Czy już Państwo rozumieją współczesny sens wyścigu zbrojeń?Wydawania fortuny na sprzęt i uzbrojenie, które nie jest nawet własnością płacących, za które nie wystarczy zapłacić raz, ale na które trzeba łożyć przez cały okres umowy leasingu i którego używanie obwarowane jest licznymi zastrzeżeniami. To właściciel bowiem, a nie leasingobiorca może określić warunki używania użyczanego wyposażenia. Do tego dochodzi kwestia ubezpieczenia (oczywiście opłacanego przez użytkownika, ale z polisą na rzecz leasingodawcy). Tak kosztowny sprzęt, jak samolot bojowy czy czołg nie powinien wszak być narażany na ryzyko uszkodzenia czy zniszczenia, a postępowanie takie mogłoby prowadzić do unieważnienia umowy leasingu, zwrotu urządzeń, oczywiście przy uiszczeniu pełnej kwoty określonej w umowie. Każdy, kto skasował leasingowane auto rozumie to zapewne lepiej niż przeciętny zwolennik militaryzacji w starym stylu.
Jak widać hasło „Nie bójmy się wydawać na zbrojenia, przecież to dla naszego bezpieczeństwa!” nie oddaje prawdziwego celu całej operacji. Wyścig zbrojeń z zasady był przede wszystkim interesem, jednak realizowanie go w warunkach globalnego liberalnego kapitalizmu nadaje całemu przedsięwzięciu dodatkowego wymiaru. Zbrojenia to dziś tylko jeden z podsektorów globalnego rynku finansowego, na którym fundusze hedgingowe spekulują wojnami.
Pamiętajmy o tym zanim ucieszymy się na wieść o kolejnych kontraktach zbrojeniowych zawieranych przez III RP.
Konrad Rękas

„Czy czujecie się dzięki temu bezpieczniej? Pozornie mogłoby się wydawać, że powinniśmy. Wszak lepiej uzbrojeni nie tylko możemy skuteczniej stawić opór potencjalnym najeźdźcom, ale dysponujemy większą siłą odstraszania napastników”
Nie bardzo się czujemy, bo są to wydatki dokonywane zupełnie nietrafnie — a to na „samoloty szkolno-bojowe” (FA-50) które nie przejawiają zupełnie cech „bojowych”, a to na niezwykle kosztowne samoloty (F-35) z któtych inni rezygnują z powodu ich wadliwości, a to znowuż na setki czołgów, kiedy współczesne pole walki zupełnie się zmienia! To z grubsza tak, jakbyśmy np. powołali z powrotem do życia… kawalerię. Tak, taką na konikach.
Przypomina to w jakiś sposób II RP i jej wydatki wojskowe, np. wywalenie masy pieniędzy na niezwykle kosztowne niszczyciele oraz okręty podwodne (i to w drogiej wersji „oceanicznej”! Na płytki Bałtyk!). NA NIC zdały się nam one w 1939 r. — za to niezwykle przydały się… naszym tzw. „aliantom”. Gdybając: kto wie, jak wyglądałby wrzesień 1930, gdyby te pieniądze, utopione wtedy w marynarce wojennej, poszły wcześniej na jakiś dodatkowy 1000 (nowocześniejszych) samolotów myśliwskich i z jakiś 1000 choćby tankietek TKS (w wersji z działkiem 30mm). Czy obecnie historia ma się powtórzyć?
Spójrzmy, jak obecnie wygląda pole bitwy nowoczesnej wojny:
https://www.youtube.com/watch?v=l1yTu2jZYOg