Dla każdej republikańskiej demokracji parlamentarnej, a taką właśnie formułę przyjęto dla odrodzonej Rzeczypospolitej bez większych zastrzeżeń ze strony głównych sił politycznych (a więc z pominięciem komunistów[1]i monarchistów[2]), kluczowym zagadnieniem pozostaje stworzenie większości posiadającej zdolność sformowania rządu, możliwie spójnego, stabilnego trwałego. Już sam ten proces okazuje się być często wyzwaniem niemal nie do pokonania, jak wiemy analizując początki zarówno II, jak i III Rzeczypospolitej. A cóż dopiero, jeśli już na etapie tworzenie systemu politycznego, nie dysponując ani wystarczającym doświadczeniem ustrojowym, ani niepisaną nawet normą i obyczajem parlamentarnym – wprowadza się wymóg dodatkowy. Oto konieczna miała być już nie tylko matematyczna większość posłów zgadzających się na określone minimum programowe, ale co więcej, musiałaby to być większość polska. Wysuwając taki postulat zorganizowana endecja, Związek Ludowo-Narodowy stanął więc przed dylematem jak pogodzić zasady konstytucyjnej równości obywateli, zobowiązania międzynarodowe państwa (mały traktat wersalski[3]) z ideologicznym hasłem „narodowego polskiego charakteru (…) ustroju państwa”[4].
JakJaki naród – taka większość?
Prosta arytmetyka sejmowa wskazywała, że równanie takie może mieć tylko jedno trwale rozwiązanie, w postaci koalicji, którą znamy w historii pod popularnym, a nadanym przez przeciwników mianem Chjeno-Piasta. Jak jednak również wiemy, samo zaistnienie upragnionej większości polskiej w Sejmie ani nie zapewniło trwałości rządom parlamentarnym, ani nie doprowadziło do istotnych zmian ustrojowych zamieniających slogan walki politycznej w realny kształt polskiego państwa narodowego na wieloetnicznym obszarze II Rzeczypospolitej. Rzecz jasna osoby zaangażowane w ów projekt z powodzeniem winę za jego niepowodzenie mogły składać na przeciwników politycznych, w tym oczywiście przede wszystkim na marszałka Józefa Piłsudskiego i jego zwolenników[5], w dalszej kolejności także na wady niezbędnych w dziele większości polskiej ludowych sojuszników[6], z perspektywy jednak wypada zgodzić z tak reprezentatywnym dla tego nurtu narodowej demokracji mężem stanu, jak Stanisław Grabski, który do wszystkich tych czynników dodawał również samokrytycznie także błędy własnego obozu, wynikające ze słabości ogólnych postaw obywatelskich, z osłabienia „poziomu moralnego życia społeczeństwa”[7], które po odzyskaniu niepodległości straciło w swej masie większe zainteresowanie dla spraw publicznych, ograniczając często do kwestii materialnych, kariery zawodowej, często wiązanej także z aktywnością partyjną, awansami urzędniczymi czy koneksjami i koncesjami towarzyskimi i środowiskowymi. I w sumie czy można się było temu dziwić, w każdym razie szczerze, nie z pozycji mentorskich, które nie tylko ówczesna endecja tak chętnie lubiła zajmować? Czy więc większość polska mogła być inna niż społeczeństwo, niż sam naród polski, który po chwilowej radości z odzyskanego śmietnika zmuszony był urządzać się na nim jak potrafił i pod takim kierownictwem, jakie akurat się trafiało?
Jedność, ale „bez konserwatystów i Żydów”!
U zarania niepodległości nie tyle jeszcze większość parlamentarna, ale jedność narodowa wydawała się warunkiem sine qua non samego zaistnienia państwowości polskiej. Uważali tak również liderzy obozu narodowego, warto więc zauważyć, że mimo nie najlepszej opinii, jaką cieszy się w historiografii już powołany przez Radę Regencyjną rząd Józefa Świeżyńskiego był w założeniu planowany właśnie jako gabinet ponad podziałem na aktywistów i pasywistów, z udziałem polityków endeckich, ludowych a nawet socjalistycznych oraz wyglądanego powszechnie Józefa Piłsudskiego oraz z docelowo rozszerzającą się reprezentacją trójzaborową[8]. Choć misja ta zakończyła się niepowodzeniem, a zdaniem wielu krytyków wręcz kompromitacją (być może spowodowaną prowokacją i sabotażem z strony socjalistów)[9] warto zauważyć, że bardzo podobne intencje demonstrował też wówczas ruch ludowy, czego wyrazem był zdezawuowanie przez Wincentego Witosa próby powołania rządu ludowego w Lublinie, któremu zarzucił on zarówno pominięcie narodowej demokracji, jak i zignorowania przedstawicielstwa dzielnicy pruskiej[10]. Zatrzymajmy na chwilę właśnie na tych kilku dniach między 7 a 10 listopada 1918 r., to wówczas bowiem z inicjatywy Rady Regencyjnej i przy poparciu Koła Międzypartyjnego o mało nie doszło do powołania pierwszego rządu, w którym mogli spotkać się politycy prawicy, centrum i ludowców, tak jak już od lipca 1917 r. trwała ich współpraca zintensyfikowana przejściem PSL Piast na pozycje zdecydowanie pro-Ententa. Ta próba porozumienia „bez konserwatystów i Żydów”[11] (a w domyśle także socjalistów) nie powiodła się w związku z powrotem na scenę polityczną Józefa Piłsudskiego i to on właśnie pozostanie ostatecznie niepokonaną ostatecznie barierą dla budowy większości polskiej innej niż ta zbudowana wokół jego personalnego kultu.
Józef Piłsudski jako fakt polityczny
Przede wszystkim jednak obejmując funkcję Naczelnika Państwa Piłsudski stał się ośrodkiem siły, oddziałując zarówno w ramach ustrojowych Małej Konstytucji, poprzez swoją pozycję Naczelnego Wodza, jak i przez oddanych sobie zwolenników, których nie brakowało nie tylko na lewicy, ale nawet w szeregach ruchu ludowego. Miał tego świadomość i Wincenty Witos, który w kolejnych latach pragmatycznie starał się uwzględniać pozycję Piłsudskiego, unikając bezpośredniej konfrontacji z marszałkiem, odcinając od ataków na jego politykę ze strony prasy endeckiej, nie mówiąc o takich próbach sił, jak wniosek ZLN o dyskusyjne konstytucyjnie wniosek o wotum nieufności dla Naczelnika Państwa z 26. lipca 1922 r.[12] , a nawet wykorzystując oficjalnie przyjazne stosunki z Belwederem do rywalizacji wyborczej z ludową konkurencją Wyzwolenia, słusznie uznawanego za znajdujące się pod znaczącym wpływem piłsudczyków. Gdy mowa o wykorzystywaniu – było ono zresztą obustronne, by wspomnieć wysunięcie Witosa na marszałka Sejmu Ustawodawczego, w czym endecy, jak Stanisław Grabski (skądinąd zdecydowany zwolennik ugody z ludowcami) słusznie widzieli intrygę belwederską[13].
Współrządzić czy nie kłamać?
Była to przede wszystkim różnica taktyczna między ludowcami a endecją, która jednak w gorączce sporów parlamentarnych urastała niekiedy do wymiaru fundamentalnej różnicy zdań co do polityki polskiej. Tymczasem istotniejsze od samego stosunku do Piłsudskiego było chyba postrzeganie własnej roli obu nurtów politycznych w państwie. Partyjną emanację endecji, Związek Ludowo-Narodowy wydawał się zżerać połączenie poczucia nadmiaru własnych kwalifikacji do rządzenia krajem – z brakiem do tego mandatu wyborczego, a nawet wręcz lękiem przed wzięciem pełnej odpowiedzialności[14], czy to w obawie przed reakcją międzynarodową (co niemal paraliżowało Romana Dmowskiego[15]), czy w przekonaniu o demoralizującym wpływie rządów, zwłaszcza koalicyjnych, na szeregi własne[16]. Zwolennicy współpracy z ludowcami, jak Stanisław Grabski (zgłaszający przy tym wspomniane zastrzeżenia etyczne) stanowili początkowo wyraźną mniejszość[17]. ZLN, jak powszechnie zauważano, czuł się zatem wyraźnie usatysfakcjonowany nasycając elementami własnego programu, a także i kadr rządy formalnie przez partię nielegitymowane. Piast natomiast, a dokładniej Witos bez wątpienia rządzić chciał bezpośrednio, dążył do tego zdecydowanie, dbając o swoich, jednak nie zawsze i nie każdą cenę chcąc za udział we władzy płacić. Ta wyraźna determinacja chłopskiej partii budziła oczywiście pełne przekąsu komentarze, stanowiąc jednak wyraz przekonania, że reprezentując najliczniejszą spośród klas społecznych odrodzonej Polski to ludowcy są władni udzielić odpowiedzi na pytanie komu właściwie niepodległa Polska jest potrzebna. Władni jednak nie sami, a czy kompetentni – długo co do tej kwestii brakowało zgody, co też i rzutowało na kwestię zaistnienia funkcjonalnej większości polskiej.
Wierność Rzeczypospolitej
Zbliżając się wciąż do dookreślenia czym miałaby ona w istocie być warto odwołać się do debaty konstytucyjnej, w której reprezentujący ZLN Stanisław Głąbiński relacje interesu narodowego polskiego i ogółu narodowe zakreślił formułując zasadę obowiązku wierności dla Rzeczypospolitej, w intencji endeckiej stanowiącej próg kwalifikujący do pełnego korzystania z praw obywatelskich i politycznych[18]. To, wraz z zapisem roty przysięgi prezydenckiej, mającym skutecznie eliminować nie-katolików z funkcji głowy państwa wskazuje, że nawet w głęboko kompromisowych zapisach konstytucji marcowej obóz narodowy postarał się zawrzeć podstawowe elementy własnej ideologii, co jednak okazało się być w głębokiej dysharmonii z praktyką polityczną II RP. Oczywiście jeszcze wyraźniej założenia idei narodowej wyeksponowane było we wspieranym przez ZLN projekcie konstytucyjnym prof. Stanisława Głąbińskiego, który w samą strukturę państwa wpisywał zróżnicowanie uprawnień obywatelskich w zależności od zamieszkania na obszarze ziem autonomicznych czy samorządowych, których wyodrębnienie było w jasny sposób z obecnością i liczebnością mniejszości etnicznych[19]. System rozbudowanej samorządności w połączeniu z demokracją pośrednią na szczeblu krajowym był próbą zbalansowania praw oraz zobowiązań wobec mniejszości z wyrażonym nieco później przez Stanisława Grabskiego założeniem, że „nie może głos narodu polskiego mniej znaczyć od głosu niepolskich mniejszości”[20]. Należy zauważyć, że choć w samej debacie konstytucyjnej, pomimo braku własnego autorskiego projektu (nie można bowiem za takowy uznać propozycji prof. Józefa Buzka) piastowcy starali się zachować pewną niezależność, jednak nastroje w samym Stronnictwie, mimo często ostrej konkurencji z obozem narodowym wskazywały na znaczne do niego upodobnienie, posunięte do pamiętnego stwierdzenia Witosa, że „jeżeli żydzi, Rusini, Białorusini i Niemcy są razem, to i stronnictwa polskie muszą się łączyć”[21]. Było to zatem typowe dla ludowców dojście do zbliżonych z endecją wniosków, tyle, że motywowanych pragmatycznie i w wyniku obserwacji rzeczywistości, nie zaś ideologicznie.
„Konieczności państwowe”
Naturalnym momentem zaistnienia układu większościowego powinno być ukonstytuowanie się Sejmu I kadencji, gdy jasnym stało się, że blok prawicy nie zdobył samodzielnej przewagi. Co prawda z parlamentu zostało wyeliminowane dotychczasowe mieszczańsko-konserwatywne centrum, chętnie angażujące się w budowę zaplecza dla rządów pozaparlamentarnych oraz oferując się ludowcom jako alternatywa dla sojuszu z endecją, jednak zaszłości z ostrej momentami rywalizacji wyborczej nie czyniły bynajmniej koalicji ludowo-narodowej łatwiejszą. Co gorsza zaś, na problemy polityczne nakładały się kwestie kadrowe. Fakt, że głosami większości polskiej udało obsadzić fotele marszałków obu izb okazał się ostatecznie większym problemem niż pożytkiem dla większości polskiej, a wybór Macieja Rataja zgodnie z czasem za błąd uznali i politycy endeccy, i sam Wincenty Witos[22]. Marszałek Rataj miał odmienną od swego prezesa wizję pozycji PSL Piast na scenie politycznej, czego czynnie dowodził zarówno podczas kryzysu prezydenckiego, w okresie tak drugiego, jak i trzeciego rządu Witosa, a zwłaszcza w czasie zamachu majowego. Tymczasem już w listopadzie i grudniu 1922 r. Witos był zwolennikiem koalicji na gruncie „konieczności państwowych”[23], przekonując mimo poważnych oporów swój klub do przynajmniej wyznaczenia minimum programowego niezbędnego dla rozmów o formowaniu rządu. W tym właśnie należy upatrywać przyczyn podjęcia przez naczelnika Piłsudskiego misternej gry mającej na celu uniemożliwienie takiego naturalnego sojuszu. Elementem tej strategii było wysunięcie przez marszałka kandydatury Wincentego Witosa na urząd prezydenta, a równocześnie utrzymywanie przez Belweder kontaktów z niechętną endecji opozycją antywitosowską w Piaście (Maciej Rataj i Jan Dębski)[24]. Podkreślmy to wyraźnie: gdyby Piłsudski naprawdę chciał prezydentury Witosa, wówczas z pewnością mógłby uczynić znacznie więcej dla spacyfikowania opozycji PSL „Wyzwolenie”, kluczowej dla utrącenia tej kandydatury. Po drugie nie jest prawdą, że ZLN chciał koniecznie przy wyborach prezydenckich postawić ludowców pod ścianą, przeciwnie fakt, że tak szeroko konsultowano z piastowcami potencjalnych kandydatów prawicy wskazuje jak bardzo tej stronie zależało na kompromisie. To, że ostatecznie wspólnym kandydatem większości polskiej nie stał się Wincenty Witos z pewnością można rozpatrywać w kategoriach błędu, zwłaszcza znając dalszy przebieg wydarzeń. Uczciwość wymaga jednak przyznania, że był to błąd obustronny, związany tak z nadmierną być może ostrożnością prezesa PSL Piast (a także słusznym przywiązywaniem przez niego większej wagi do pozycji „prezydenta ministrów”), jak i finalnym zniecierpliwieniem klubów ChZJN.
Czy rzucony w ostatniej chwili koncept wyboru prof. Kazimierza Morawskiego[25] byłby zatem rozwiązaniem lepszym niż kandydatura Maurycego Zamoyskiego? Tego się nie dowiemy, tak jak i nie wiem czy nie był to ze strony Witosa kolejny wist negocjacyjny, z których był tak znany. Z pewnością jednak nie można zgodzić się z poglądem, że oczywistym błędem była sama kandydatura Zamoyskiego. Przeciwnie, koncepcję poparcia go piastowcy rozważali bardzo poważnie, zwolennikiem tego rozwiązania był także sam Wincenty Witos[26], a opór antyzamoyski związany był nie tyle z pozycją społeczną kandydata, co z występującymi niezależnie naciskami i powiązaniami politycznymi, przede wszystkim z lewicą ludową i zwłaszcza z Belwederem. Nie powtarzając znanego opisu samych głosowań warto jedynie wskazać, że do ostatniego z nich znacząca grupa członków klubu była przeciw głosowaniu na Gabriela Narutowicza (m.in. Jakub Bojko) zaś po jego wyborze PSL Piast wysłało specjalną delegację mającą skłonić elekta do nieprzyjmowania wyboru / ustąpienia[27]. I znowu, dwuznaczna pod tym względem była postawa marszałka Rataja, niemniej z pewnością nie można uznawać piastowców za zadowolonych z wyniku wyborów i dalszego przebiegu wypadków. Po pierwszym wzburzeniu nastroje zaczynała też tonować prasa okołoendencka. Również sam prezydent Narutowicz według niektórych świadectw chciał szukać kompromisów i uzgodnień ideowych także z ZLN[28], poniekąd zaprzeczając w ten sposób opinii marszałka Piłsudskiego na swój temat[29].
Narutowicz a Zamoyski
Czy rzeczywiście prezydent chciał zaproponować Maurycemu Zamoyskiemu ministerium spraw zagranicznych (tak jak wcześniej miał sam polecać go naczelnikowi Piłsudskiemu jako… kandydata na prezydenta[30]), co spotkało się z co najmniej niechętną opinią Stanisława Cara, reprezentującego przy Narutowiczu interesy grupy Piłsudskiego[31]? Skądinąd wiemy, że po niepowodzeniu misji Ludwika Darowskiego, obliczonej na powołanie rządu pozaparlamentarnego[32] („lożowego”, jakby powiedzieliby krytycy), mającego jednak oparcie w większości, która doprowadziła do wyboru Narutowicza – faktycznie prezydent myślał o gabinecie fachowym, jednak ty ram razem złożonym z polityków bliższych endecji, pod kierunkiem Ludwika Plucińskiego[33]. Osoba ordynata Zamoyskiego z pewnością taki wizerunek nowego gabinetu by umacniała, a pozycjonowanie rządu bliżej centrum byłoby zapewne przyciągające i dla polityków piastowskich. Znowu jednak nie wiemy, czy miał to być krok w stronę odbudowy nadszarpniętej narodowej jedności, czy raczej dalsze sprytne utrudnienie współpracy endecko-ludowej[34]. Samo pojawienie się nazwiska posła RP w Paryżu w kontekście budowy porozumienia ponad podziałami wskazuje, że osoba Zamoyskiego mimo ostatnich wydarzeń nie miała charakteru antagonizującego, a przeciwnie, kojarzyła się nadal z szansą na odbudowę narodowej jedności. Tymczasem jednak strzały w Zachęcie wyeliminowały polityka, który jak się wydaje chciał odegrać znacznie poważniejszą niż tylko symboliczną rolę i paradoksalnie, choć przy ponownych wyborach ChZJN i PSL Piast stanęły naprzeciwko siebie, to z narastającą świadomością, że z wzajemnych konfliktach tych środowisk korzyści odnosi tylko ktoś trzeci.
Tymczasem realne porozumienie narodowe było już absolutnie niezbędne, przede wszystkim dla rozwiązania dwóch kluczowych problemów: stabilności ekonomicznej państwa, niemożliwej do osiągnięcia bez pilnej reformy walutowej, a w dalszej perspektywie bez reformy rolnej oraz zagadnienia pozycji międzynarodowej Rzeczypospolitej, wymagającej tak siły własnej, jak i systemu sojuszy i obecności polskiej w przestrzeni dyplomatycznej. Maurycy Zamoyski jako ordynat, działacz gospodarczy właściciel ziemski, jako prominentna postać prawicy, wreszcie jako dyplomata w rozwiązaniu wszystkich tych kwestii miał do odegrania niepoślednią rolę.
Dwa niepopularne pytania
Przed laty w swojej publicystyce zadałem dwa niepopularne pytania: czy Polska odzyskałaby po Wielkiej Wojnie niepodległość nawet bez tak znacznego wysiłku dyplomatycznego i politycznego (w mniejszym stopniu militarnego) ze swej strony[35] i czy niepodległość ta w ogóle się Polakom opłaciła? Otóż bez zastanowienia nad tymi dwiema kwestiami, nawet bez udzielania rozstrzygających odpowiedzi – trudno zrozumieć motywy i przebieg prac nad utworzeniem większości polskiej, jak i przyczyny ich fiaska. Z kolei z punktu widzenia nas to zgromadzonych, zainteresowanych życiem i dokonaniami Maurycego hrabiego Zamoyskiego interesują zwłaszcza momenty, kiedy to jego osoba okazywała się szczególnie istotną dla starań o stabilizację władzy politycznej w przedmajowej fazie istnienia II RP. Bez wątpienia najbardziej znanym z nich były wybory prezydenckie 1922 r., jednak bynajmniej nie jedynym.
Szczególnie kontrowersyjnie brzmi zapewne kwestia opłacalności niepodległości, czy ujmując rzecz łagodnie warunków życia, jakie niepodległe państwo tworzyło swoim obywatelom. Poszczególne części odrodzonej Rzeczypospolitej musiały zmierzyć się z problem rozerwania więzi z dotychczasowymi metropoliami, co było szczególnie dotkliwe dla Kraju Priwislanskiego z jednej i Górnego Śląska z drugiej strony. Infrastruktura państwowa nie była zintegrowana, przede wszystkim jednak problemem była nieefektywna struktura społeczna. Obóz narodowy wiązał ją przede wszystkim ze stosunkami etnicznymi, z konkurencją dla drobnego handlu i rzemiosła etnicznie polskiego ze strony żydowskiej mniejszości narodowej, a także z nadreprezentacją Żydów na studiach wyższych. Nawet jednak i w tych przypadkach endecja w bardzo tylko ograniczonym zakresie zakładała możliwość interwencji państwa. Faktycznie, mimo inkryminowanego narodowcom antysemityzmu, trudno wskazać jego publiczne objawy inne niż sugerowanie uczelniom wyższym wprowadzenia numerus clausus przez ministra Stanisława Grabskiego[36]. Ten sam jednak Grabski nie wahał się szukać systemowego kompromisu z liderami społeczności żydowskiej[37] (za co był zresztą krytykowany także w szeregach ZLN oraz przez samego Romana Dmowskiego[38]). Z kolei konkurencja gospodarcza z mniejszością żydowską (a poniekąd także niemiecką), tak jak i ogólna ewolucja stosunków społecznych miała się odbywać głównie siłą wzmagającej się polskiej przedsiębiorczości.
„Bez wpływu na włościan będziemy zgubieni„
Fakt, że w podobny sposób endecja patrzyła na relacje na polskiej wsi był fundamentalnym problemem w ułożeniu stosunków z ludowcami. Znowu jednak, wbrew popularnym opiniom nie jest prawdą, że endecja była bezwarunkowym zakładnikiem ziemiaństwa, przeciwnie, widziano wiele słabości tej klasy społecznej, zarówno na polu gospodarczym, w ramach którego chciano upowszechnić model dużych i średnich gospodarstw chłopskich, jak pod względem wpływu politycznego, demonstrując zawód, że ziemianie nie stabilizują bynajmniej sceny partyjnej II RP (oczywiście w domyśle najlepiej w zgodzie z założeniami narodowej demokracji)[39]. Nawet więc krytykując „źle przygotowaną” reformę rolną z 15. lipca 1920 r. i zachowując większy nawet niż w przypadku „własnych ziemian” dystans wobec postulatów stronnictw ludowych – narodowcy mieli pełną świadomość jej konieczności, zarówno gospodarczej, jak i politycznej, ze względu na konsumpcję zdolności koalicyjnej obu ruchów[40]. Sam Roman Dmowski, skądinąd sceptyczny wobec paktu lanckorońskiego, był zdeterminowany w swym poglądzie, że „bez wpływu na włościan będziemy zgubieni[41]”. Pomimo tego jednak większość polska, skonsumowana wreszcie powstaniem rządu Wincentego Witosa, zagrożona była nie tylko wyjątkowo agresywną krytyką marszałka Piłsudskiego i sabotażem ze strony jego zwolenników, ale także co najmniej biernym oporem dotychczas związanego z ZLN ziemiaństwa. W tym kontekście z postawą choćby tak znaczącego przedstawiciela polskiego konserwatyzmu, jak Jan Stecki – tym wyraźniej kontrastowało zachowanie Maurycego Zamoyskiego, w pełni lojalnego wobec linii politycznej współpracy ludowo-narodowej. To właśnie była praktyczna realizacja wizji przodownictwa społeczno-narodowego, realizowanego w myśl programu endeckiego przez polskich ziemian na wzór angielskiej gentry. Zarówno lojalność polityczna Zamoyskiego, jak jego zarządzanie ordynacją i realizowane w jej ramach stosunki dwór-wieś wskazywały, że właśnie Maurycy Zamoyski nadawał praktyczny wymiar większości polskiej nie jako paktu partyjnego, ale w formie narodowej praktyki.
Pieniądz i dyplomacja
Opłacalność państwa polskiego dla jego obywateli to także kwestia reformy walutowej i stabilizacji pieniądza. Choć wszyscy wiążemy ją z osobą Władysława Grabskiego została ona przygotowana i zabezpieczona odpowiednimi rezerwami walutowymi przez gabinet ludowo-narodowy[42], a przeprowadzona ostatecznie kosztem znaczących obciążeń nałożonych pospołu tak na włościan, jak i ziemian, czy to bezpośrednio, czy w związku z kontrowersyjną polityką kursowo-walutową. Wewnętrzna słabość rządu Grabskiego, podobnie jak i kwestia zależności polityki polskiej, nie tylko zresztą gospodarczej, wobec mocarstw i sił zewnętrznych przypomniał poniekąd o kolejnym kluczowym zagadnieniu: czy niepodległość została nam dana i czy jest gwarantowana z zewnątrz, czy też została zdobyta, a obowiązek jej samodzielnej obrony wymusza określone formy wysiłku własnego – to różnica zdań, która (jeśli nawet nie artykułowana wprost) stanowiła jedną z barier pomiędzy obozem narodowo-demokratycznym i szerzej dawnymi pasywistami a Piłsudskim.
Maurycy Zamoyski, jako jeden z liderów Komitetu Narodowego Polskiego własnym podpisem włączał do jego dorobku także polski wysiłek zbrojny po stronie Ententy, przy całej świadomości jego znaczenia raczej symbolicznego dla ostatecznego wyniku Wielkiej Wojny, za to potencjalnie kluczowego dla kształtu granic odradzającego się państwa. Zamoyski jako dyplomata, będąc dalekim od typowego dla dołów endeckich nieco… nadmiernego oddania sojuszom tworzył też ich realne podstawy, tak na kierunku francuskim, jak i rumuńskim. Z tej perspektywy więc Polska może i była nam dana, ale już jaka będzie i jak długo będzie – zależało od naszej własnej wytężonej pracy. Maurycy Zamoyski pracy tej poświęcił nie tylko własne zaangażowanie, ale też prywatny majątek, a fakt, że nie zawsze starania te były odpowiednio doceniane w kraju – miał także swoje implikacje dla polityki wewnętrznej.
Faktyczne wymuszenie dymisji Zamoyskiego z funkcji ministra spraw zagranicznych 27. lipca 1924 r. przez Władysława Grabskiego uznawane było przez ówczesną prasę endecką za dowód, że pozaparlamentarne rządy w założeniu fachowe, choć zmuszone do odwoływania się do zaufania stronnictw sejmowych nie gwarantują ani sprawności i bezstronności, ani nie zabezpieczają interesów polskich, w każdym razie w sposób, jaki widziała je największa partia polska.[43] Zajmujący miejsce Zamoyskiego Aleksander Skrzyński przełamanie rzekomego osamotnienia dyplomatycznego Polski widział wówczas w silniejszym podporządkowaniu naszej aktywności zagranicznej organizacjom międzynarodowym (czyli Lidze Narodów) i układom wielostronnym (czego wyrazem stała się konferencja w Locarno)[44]. Z perspektywy widzimy więc wyraźnie, że jako minister Maurycy Zamoyski działał nie tylko z lepszym zrozumieniem naszej racji stanu niż Skrzyński i znacznie sprawniej organizacyjnie niż sam Roman Dmowski.
Potrzeba współpracy ludowo-narodowej
Samo odwołanie Zamoyskiego było też ważnym czynnikiem nakazującym wszystkim zainteresowanym powrócić do hasła większości polskiej, nadając mu treść wymierną treść w postaci trzeciego rządu Wincentego Witosa, mającego najwięcej danych m.in. do przeprowadzenia reformy konstytucyjnej i wykorzystania pojawiającej się koniunktury gospodarczej i międzynarodowej. Jak wiemy jednak gabinet ten przetrwał tylko cztery dni, a postulat polskiej większości parlamentarnej stracił swoje znaczenie wraz z upadkiem całego parlamentaryzmu polskiego.
Sama wizja współpracy ludowo-narodowej odżyła dopiero w latach 90-tych XX wieku, m.in. w wyniku działalności politycznej syna Maurycego Zamoyskiego, Jana, XVI ordynata i prezesa Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego, co jest już jednak tematem na inną opowieść, być może przy okazji kolejnej konferencji. Natomiast plonem naszych dzisiejszych obrad, poza wydawnictwem książkowym, niech będzie ponowienie apelu o zbudowanie w Warszawie pomnika Maurycego Zamoyskiego, jako dopełnienia panteonu współtwórców niepodległości Polski.
Konrad Rękas
Referat wygłoszony na konferencji “Maurycy hr. Zamoyski (1871-1939) – w służbie Polsce i Niepodległości”, 17. lutego 2024 r. w Muzeum Niepodległości w Warszawie.
[1] Na I Zjeździe KRPP w grudniu 1918 r. odrzucono „wszelkie hasła polityczne, jak autonomia, usamodzielnienie, samookreślenie, oparte na rozwoju form politycznych okresu kapitalistycznego”, Platforma polityczna, [w:] KPP. Uchwały i rezolucje, t. 1, Warszawa 1953, str. 34-43.
[2] Por. B. Szlachta, Polscy konserwatyści wobec ustroju politycznego do 1939 roku, Kraków 2000, str. 192-193.
[3] Dz.U. 1920 nr 35 poz. 199.
[4] W. Witos, Dzieła wybrane, Warszawa 1990, str. 221.
[5] J. Zamorski O spiskach, „Myśl Narodowa”, nr 7, 16 lutego 1924, za: E. Maj, Związek Ludowo-Narodowy, 1919-1928, Lublin 2000, str. 86.
[6] St. Głąbiński, Wspomnienia polityczne, Kraków 2017, str. 670.
[7] St, Grabski, Naród i religia, „Słowo Polskie” nr 90, str. 1, 1 kwietnia 1923, za: St. Grabski, Pamiętniki, Warszawa 1989.
[8] St. Głąbiński, Wspomnienia…, str. 436-438.
[9] Op. cit. str. 449-450.
[10] A. A. Urbanowicz, PSL Piast a Narodowa Demokracja w latach 1913 – 1931, Gorzów Wielkopolski 2008, str. 60.
[11] Op. cit. str. 58
[12] St. Kozicki, Pół wieku polityki demokratyczno-narodowej (1887-1939), Kraków 2019, str. 622-623.
[13] St. Grabski, Pamiętniki, str. 109.
[14] „Na litość boską, pamiętajcie nasze stare hasło: nam się nie śpieszy” pisał R. Dmowski do St. Grabskiego 14. marca 1919 r., co miało formę instrukcji prowadzenia krajowej polityki endecji pod nieobecność jej lidera. Za: E. Maj, Roman Dmowski i Związek Ludowo-Narodowy (1919-1928), „Kwartalnik Historyczny”, nr 2, 1993, str. 37-54.
[15] Op. cit, str. 601-602.
[16] St. Kozicki, Pół wieku…, str. 603.
[17] St. Grabski, Pamiętniki…, str. 74, 91-92.
[18] St. Głąbiński, Wspomnienia…, str. 602-603
[19] K. Jajecznik, Demokracja narodowa według projektu konstytucji autorstwa Stanisława Głąbińskiego, „Społeczeństwo i Polityka”, 1(14), str. 121-132.
[20] St. Grabski, Państwo Narodowe, [w:] Stanisław Grabski o sejmie, samorządzie i zadaniach państwa, oprac. K. Kawalec, Warszawa 2001, str. 137-138.
[21] A. A. Urbanowicz, PSL Piast…, str, 158.
[22] W. Witos, Dzieła…, str. 215.
[23] A. A. Urbanowicz, PSL Piast…, str. 148.
[24] M. Ratyński, Strategia Polityczna PSL „Piast” na początku I kadencji parlamentu RP (listopad – grudzień 1920),„Myśl Ludowa”, 14, 2022, str. 7-17.
[25] K. Morawski, O Kazimierzu Morawskim. Ze wspomnień syna i kronik rodzinnych, Kraków 1973, str. 230–231.
[26] W. Witos, Dzieła…, str. 216.
[27] A. A. Urbanowicz, PSL Piast…, str. 149 – 150
[28] St. Głąbiński, Wspomnienia…, str. 639-640
[29] J. Piłsudski, Wspomnienia o Gabrjelu Narutowiczu, Warszawa 1923, str. 47.
[30] Op. cit. str. 44.
[31] S. Car, Fragmenty wspomnień o prezydencie Gabrielu Narutowiczu, [w:] Gabriel Narutowicz Prezydent RP we wspomnieniach relacjach i dokumentach, oprac. M. M. Drozdowski, Warszawa 2004, str. 144-145
[32] P. Pleskot, Niewiadomski – zabić prezydenta, Warszawa 2012, str. 276.
[33] M. Ruszczyc, Strzały w Zachęcie, Katowice 1987, str. 160-161.
[34] J. Pajewski, W. Łazuga, Gabriel Narutowicz, Pierwszy Prezydent Rzeczpospolitej, Warszawa 1993, str. 165
[35] K. Rękas, Niepodległość – zdobyta czy otrzymana? Neon24.pl. 11 listopada 2018.
[36] E. Maj, Udział Związku Ludowo-Narodowego…, str. 50
[37] St. Grabski, Pamiętniki, str. 246-248.
[38] E. Maj, Upadek partii politycznej na przykładzie Związku Ludowo-Narodowego (1919-1928), „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio K, Politologia”, 23, str. 253.
[39] E. Maj, Wizja wsi polskiej w myśli politycznej Związku Ludowo-Narodowego, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio K. Politologia”, 6, str. 119-126.
[40] E. Maj, Związek Ludowo-Narodowy, 1919-1928, Lublin 2000, str. 200-201.
[41] E. Maj, Udział Związku Ludowo-Narodowego w rządzie „większości polskiej” Wincentego Witosa w 1923 r.,„Kwartalnik Historyczny”, rocz. CIII//1996, I, str. 57
[42] W. Witos, Dzieła…, str. 237-238.
[43] A. A. Urbanowicz, PSL Piast…, str. 195.
[44] P. Wandycz, Aleksander Skrzyński, minister spraw zagranicznych II Rzeczypospolitej, str. 90-91.